To było piękne
lato. Ptaki śpiewały, lekki, ciepły wiatr muskał twarze ludzi spacerujących po
Londynie. Upałów mało, deszczu też niewiele, co na Anglię nie podobne.
Oczywiście, jak na wakacje przystało, szybko minęły i zaczynała się szkoła. Mała
Rose Weasley cieszyła się z tego powodu, ponieważ miał się rozpocząć jej długo
oczekiwany pierwszy rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Jakaż ona była
podekscytowana! Nie mogła się już doczekać kiedy przebiegnie przez ścianę na
peron 9 i ¾ . Wyobrażała sobie ogromny pociąg, wypełniony szczęśliwymi
uczniami, starszą panią sprzedającą słodycze, przedziały w wagonach, i
oczywiście, jak mogliby wyglądać jej pierwsi czarodziejscy przyjaciele. Dotąd
bawiła się tylko z bratem i kuzynami. Miała również kilka koleżanek, które
spotkała na placu zabaw, ale odwróciły się od niej, ponieważ dziewczynka robiła
rzeczy, których nie umiała zrobić żadna z nich. Przyjaciółki nie potrafiły
zrozumieć co z Rose jest nie tak, więc uważały ją za dziwaczkę. Dziewczyna nie
zmartwiła się przez to, gdyż dobrze wiedziała, że w Hogwarcie będzie dużo
dzieci takich jak ona.
Rose była prześliczna. Miała długie, sięgające
do pasa, lekko kręcone, gęste włosy. Jej oczy były duże, błyszczące i o
nietypowo morskim kolorze, o długich, czarnych rzęsach. Owalną twarz ozdabiały
malinowe usta, a w nich białe zęby, z których kilku jeszcze nie miała. Po
środku bladej różanej twarzy mieścił się drobny nosek, na którym widać było
nieliczne piegi. Na jej policzkach widoczne były dwa czerwone rumieńce. Była szczupła i na swój
wiek dosyć wysoka. Ubierała się najczęściej w białe jeansy, niebieską koszulę i
perłowe baleriny. Kiedy wychodziła z domu, chłopcy się za nią oglądali, ale
żaden nie miał odwagi podejść. Była ukochanym dzieckiem swojej mamy, nie ze
względu na wygląd, lecz na charakter. Chętnie pomagała rodzicom w drobnych
zajęciach domowych, była bardzo uczynna i pracowita. Zawsze pytała się czy
mogła z czymś pomóc.
- Wstawaj, Rose! To
już dziś! – krzyknął Ron, usiłując zbudzić córkę.
- Co dziś?- odrzekła
półprzytomna dziewczynka.
- Nie pamiętasz?
- HOGWART!
Rose wyskoczyła
rozpromieniona z łóżka. Otworzyła okno i zaczerpnęła świeżego porannego powietrza,
po czym ubrała się w czystą białą koszulę i żółte jeansy. Na swoje małe stopy
założyła ulubione perłowe buciki. Pobiegła do łazienki, uczesała swoje długie
blond loki, starannie umyła białe zęby i zbiegła ze schodów na śniadanie.
- Mamo, to dziś!
- Wiem skarbie. – Hermiona nie czuła się dziś najlepiej.
Odkąd urodziła Rose, miała silne bóle brzucha, ale mimo próśb rodziny nie chciała
zgłosić się do lekarza.
- Mamo, co się stało?- jedenastolatka nagle zesmutniała.
Zapomniała, że będzie musiała zostawić swoją kochaną mamę aż na 10 miesięcy.
- Nic, skarbie, po prostu boje się o ciebie. Będziemy z tatą
bardzo za tobą tęsknić.- Skłamała. Złożyła na czole córki matczyny pocałunek i
rozpłakała się.
- Nie płacz, mamo. Przecież niedługo się zobaczymy!
- Dobrze. Ale pamiętaj, jakby coś się działo masz wysłać
list sową. W szkole wszystkiego Cię nauczą.
- Ale mamo, jaką sową- Rose ze zdziwieniem popatrzyła na tatę,
który schodził ze schodów trzymając klatkę z piękną, białą sową. – Tato, to dla
mnie?! – Dziewczynka ucieszyła się tak bardzo, że podbiegła do Rona i
przytulając go omal nie zrzuciła ze schodów.
- Przepraszam! – uśmiechnęła się zadziornie wsadzając palec
do klatki i głaszcząc sowę.
- Tak, dla ciebie. – zachichotał tata i wręczył córce
klatkę, prawie wyższą od niej.
Rose zapominając
podziękować ojcu usiadła przy stole zajadając się naleśnikami z miodem i
truskawkami. To chyba było najpyszniejsze śniadanie w jej życiu. A może to z
podekscytowania? Zamyśliła się. Wyobrażała sobie ogromny zamek, wokół niego
błonia i zakazany las. Myślała o tym, do jakiego domu zostanie przydzielona.
Może będą ją uczyć ci sami nauczyciele, co jej rodziców?
- BU! – zawrzeszczał dziewczynce do ucha jej młodszy brat,
Hugo. Rose przestraszyła się i upuściła brudny widelec na spodnie.
- HUGO! CO TY ZROBIŁEŚ!
- Hugo, nie strasz siostry! Nie widzisz że je?! W co ona ma
się teraz ubrać?! – zdenerwowała się Hermiona.
- No dobra, sorry.- wymamrotał Hugo i poszedł do swojego
pokoju.
Jedenastolatka
pobiegła się przebrać. Założyła różowe spodnie, trochę sprane. Była tak zdenerwowana
na brata, że wychodząc z pokoju potknęła się o kufer z rzeczami do szkoły.
Upadła na ziemię i głową uderzyła o balustradę schodów. Zaczęła mocno płakać.
Rodzice przybiegli i pomogli córce wstać. Na szczęście nic poważnego się nie
stało i Rose już po chwili się śmiała. Poszła jeszcze do swojego pokoju
przemyśleć parę spraw. Z jej świata wyrwał ją krzyk ojca.
- Do samochodu! Szybko, bo się spóźnimy!
Muzyka najlepsza
OdpowiedzUsuń